FHO
Mecenat PZU

Prof. Zbigniew Szawarski 12.01.2013

Pytania na resztę życia

Prof. Zbigniew Szawarski

1. Co pan myśli o własnej śmierci?

Dziecko i człowiek w pełni sił nie myśli o śmierci. Życie stawia przed nami różnego rodzaju zadania i trzeba je po prostu rozwiązać. Im bardziej jednak zbliżamy się do kresu życia, tym częściej pojawia się refleksja, jak chciałbym i jak nie chciałbym umierać. Nie jest mi wszystko jedno jak umrę. Chciałbym umierać dobrze i myślę, że dobry lekarz może i powinien mi to zapewnić. Nieśmiertelność wydaje mi się przerażającą możliwością. Wyobraźmy sobie miliardy nieśmiertelnych stłoczonych na niewielkiej planecie. Nie bez powodu ewolucja wpisała w nasze geny konieczność umierania.

2. Dawniej ludzie oswajali śmierć, dziś udajemy, że jej nie ma. Jaką cenę za to płacimy?

To nie jest dobre pytanie. Przydałoby się kilka kwantyfikatorów. Co to znaczy „oswoić śmierć”? Czy wszyscy ludzie zawsze oswajali śmierć? Czy tylko niektórzy i tylko w pewnych okolicznościach? Czy wszyscy ludzie udają obecnie, że jej nie ma, czy tylko niektórzy? I to być może w zależności od tego, gdzie i w jakich warunkach przyszło im żyć? Czy rzeczywiście można sensownie mówić o oswajaniu śmierci na cmentarzu w Dzień Zaduszny? Co do mnie ani nie oswajam, ani nie ignoruję faktu naszej śmiertelności. Śmierć jaka jest, każdy widzi. Nie ulega natomiast wątpliwości, że coraz drożej kosztuje umieranie w szpitalu i że prędzej czy później, trzeba będzie wyznaczyć temu granice. Żaden bowiem, nawet najbogatszy system ekonomiczny świata, nie udźwignie kosztów zastosowania coraz to bardziej nowoczesnych technologii medycznych używanych w celu uporczywego podtrzymywania gasnącego życia albo też (co na jedno wychodzi) wydłużania agonii.Pamiętajmy jednak, że wyznaczanie granic leczenia nie ma nic wspólnego z wyznaczaniem granic opieki. Opieka i troska o dobro człowieka umierającego pozostanie zawsze obowiązkiem bezwzględnym, na którym nie wolno oszczędzać.

Można jednak rozumieć „oswajanie śmierci” inaczej. Tak jest, gdy mówimy o oswajaniu się ze śmiercią, rozumiejąc przez to bycie świadkiem czyjeś śmierci. Wszyscy moi przodkowie w pokoleniu dziadków umarli we własnym domu. Towarzyszyła temu najbliższa rodzina, w tym także dzieci i wnuczęta. Pokolenie moich rodziców doświadczyło nadto horrorów drugiej wojny światowej. Obecnie,większość pacjentów umiera w szpitalach, hospicjach lub domach opieki społecznej, śmierć coraz bardziej nabrała charakteru wirtualnego. Dla dzieci głównym źródłem informacji staje się gwałtowna śmierć w wydaniu telewizyjnym, a popularne wśród dzieci gry komputerowe wprowadziły do świadomości potocznej pojecie „wielu żyć” i możliwości wielokrotnego umierania. Śmierć istotnie przestała być obecna w naszych domach. 

3. Czy odchodzenie musi nieodłącznie wiązać się z cierpieniem - fizycznym/psychicznym?

Nie. Nie musi. Nigdy nie zapomnę oświadczenia znakomitego norweskiego specjalisty z zakresu medycyny paliatywnej dr Steina Husebø, który stwierdził kiedyś na jednym z nordyckich kongresów medycyny paliatywnej, że gdyby miał dla siebie wybierać jakiś jeden rodzaj śmierci, to chciałby umrzeć na raka. Współczesna medycyna dysponuje bowiem tak doskonałymi technologiami kontrolowania bólu, a także innych oznak i objawów umierania, że praktycznie pacjent nie czuje, że umiera. Oczywiście ból i cierpienie to nie to samo. I można doskonale kontrolować ból, nie radząc sobie w ogóle z cierpieniem, zwłaszcza gdy jest to tzw. cierpienie egzystencjalne. Myślę jednak, że prędzej czy później także i ten problem będzie rozwiązany. Czmże jest bowiem śmierć, jak nie „wiecznym snem”? A sen, nawet wtedy jeśli jest farmakologicznie wywołany, doskonale tłumi wszelki ból i cierpienie.

4. Czy czas na krótko przed śmiercią może być dobry? Jeśli tak, jak to sprawić? A jeśli nie, co zrobić, by był możliwie znośny?

Sam czas nie jest przedmiotem oceny moralnej. Czas jest tylko metaficznym warunkiem doświadczania świata, wszelkie bowiem doświadczanie świata jest procesem, który dzieje się w czasie. Nasze doświadczenie świata w końcowej fazie życia może być dobre lub złe. Jest dobre, gdy do końca naszego istnienia udaje nam się zachować możliwie wysoką jakość życia i poczucie własnej godności. Jest złe, gdy wskutek choroby przestajemy być sobą i stajemy się rozpadającym się organizmem psychoficznym; gdy wypełnia nas tylko ból, żal, smutek, cierpienie i poczucie narastającej i upokarzającej degradacji moralnej i gdy powoli tracimy kontrolę nad naszą fizjologią. Prędzej czy później nadchodzi moment, gdy procesy degeneracyjne w mózgu są tak daleko zaawansowane, że bezpowrotnie tracimy zdolność doświadczania świata i poczucia własnego ja. Czy można wówczas, gdy umysł jest całkowicie martwy, zadawać pytanie: „co mogę i co powinienem zrobić dla twego ciała, żeby trwało jak najdłużej?”

5. Czy i jak osoba umierająca może ułatwić bliskim swoje odejście?

Po pierwsze, nie unikaj rozmowy o śmierci i umieraniu. Niech Twoi najbliżsi wiedzą i uwzględniają w swoich planach życiowych fakt konieczności twego odejścia. I ty i oni nie jesteście nieśmiertelni i dobrze jest o tym pamiętać.
Po drugie, uporządkuj swoje życie, swoje sprawy, swój kąt.  
Po trzecie, powiedz im, a najlepiej napisz czarno na białym, jak nie chciałbyś umierać. Chociaż instytucja dyrektywy lub instrukcji ostatecznej (the living will) nie ma w Polsce mocy prawnej, to jednak jest pewnym zaleceniem moralnym dla najbliższych, którzy dzięki temu mogą w imieniu osoby umierającej sugerować lekarzowi pewne decyzje.

6. Jak postępować, gdy odchodzi ktoś bliski?

Przede wszystkim być blisko i być prawdziwie. Inaczej reagujemy na śmierć własnych rodziców niż na śmierć własnego dziecka. Inne emocje wywołuje nagła śmierć przyjaciela w wypadku samochodowym, a jeszcze inaczej reagujemy na wiadomość, że ktoś, z kim przez lata dzieliliśmy życie, umiera właśnie na nowotwór w szpitalu lub w hospicjum. Jeszcze inaczej odchodzi ktoś, kto przez lata pogrążał się coraz głębiej w otępieniu starczym. Nie ma jednego uniwersalnego sposobu umierania. Nie umiem określić dokładnie, jakie postępowanie jest w takich przypadkach właściwe, a jakie niewłaściwe. Nie umiem zwłaszcza rozstrzygnąć dylematów osób religijnych – czy wypada np. modlić się o dobrą i szybką śmierć cierpiącej na chorobę Alzheimera matki?

7. Jak przygotować dziecko do śmierci w najbliższej rodzinie?

Kolejne wieloznaczne pytanie. Nie mam nic do powiedzenia na ten temat. Należy zapytać eksperta. Z drugiej jednak strony, trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś może być ekspertem w tej dziedzinie. Skoro nie potrafimy sobie poradzić z edukacją seksualną dzieci, jakże mielibyśmy sobie poradzić z wychowaniem dzieci do śmierci? A jednak nie mam wątpliwości, że także i dzieci, kiedy przekroczą pewien próg dojrzałości psychicznej, powinny wiedzieć, że wszyscy jesteśmy śmiertelni i że może zdarzyć się tak, że mama, ojciec, czy dziadek, jeśli dopadła ich śmiertelna choroba, muszą wkrótce odejść.

8. Nadzieja na ludzką pamięć łagodzi strach przed śmiercią?

Non omnis moriar. Jakież to pocieszenie dla nieboszczyka?!

9. Czy znajduje pan/i w śmierci jakiś sens, czy wyłącznie nieuchronność, konieczność?

Mam wrażenie, że jesteśmy jedynym gatunkiem biologicznym, który ma poczucie własnej śmiertelności. Świadomość własnej śmiertelności pozwala lepiej zrozumieć ulotność własnego życia, jego wartość i sens. Co wiecej, świadomość ta nakłada na mnie pewną odpowiedzialność nie tylko za moje życie, lecz także za przyszłość mojego potomstwa. Czymże jest moje życie z punktu widzenia wieczności? Jeśli tu i teraz mam do wykorzystania skończoną sumę energii i czasu, głupotą byłoby to zmarnować.

Prof. Zbigniew Szawarski

filozof, etyk, pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, autor wielu artykułów z dziedziny etyki medycznej.